Przekręty na becikowym

Drastycznie zmalała w tym roku liczba noworodków oddawanych do adopcji. Powód? Matki, które nie chcą zatrzymać dzieci, czekają najpierw na wypłatę "becikowego". Do adopcji oddają dzieci później, tyle że zadniedbane.

Co roku niechcianych noworodków oddawanych do adopcji było w ośrodkach prowadzonych przez kościół katolicki kilkanaście.

- W tym roku mamy tylko jednego. I jedynie dlatego, że jego matka przyznała się w szpitalu, że zamierza oddać dziecko do adopcji później, gdy już odbierze becikowe. Zdążyliśmy ją przekonać, by dla dobra dziecka nie czekała z jego oddaniem - opowiada jeden z księży.

W ośrodku adopcyjno-opiekuńczym Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie niemalże o połowę w stosunku do pierwszego półrocza ub. roku spadła liczba noworodków oddawanych do adopcji. - Matki wręcz pytają, czy jak oddadzą dziecko, to należy im się becikowe. I dopiero kiedy dowiadują się, że się należy za urodzenie dziecka, a nie za zabranie go do domu, to wtedy zostawiają je u nas, najpierw jednak pobierając becikowe - dodaje dyrektor ośrodka.

Podobnie w archidiecezjalnym ośrodku adopcyjnym we Wrocławiu. - Nie wiem, czy to wina becikowego, czy to trend społeczny, czy spadek liczby urodzeń - zastanawia się Grażyna Ładyżyńska. - Prawdą jednak jest, że matki, które nie chcą urodzonych przez siebie dzieci, zanim je oddadzą, wypytują o becikowe. Te "becikowe dzieci" prędzej czy później trafią do ośrodków adopcyjnych. - Tyle że dopiero za kilka miesięcy, zaniedbane, niekochane. A mogłyby być otoczone miłością od urodzenia - zauważa jeden z księży.

Wini za to twórców ustawy becikowej. - Tak to jest, kiedy górę biorą argumenty polityczne. Wychodzi potem niedopracowane prawo, które nie przewiduje rozwiązań dotyczących rodzin patologicznych - zaznacza ksiądz. Wady ustawy becikowej mają zostać poruszone na wrześniowym spotkaniu dyrektorów katolickich ośrodków adopcyjnych.





(gazeta.pl)

jh