Dla dobra dziecka
Pszczyna
Jest takie miejsce, gdzie nikt nie ma odwagi przeklinać, a do wychowawców mówi się „ciociu” lub „wujku”. W pszczyńskiej Ochronce dzieci uczą się, że można dobrze pokierować własnym życiem. Zaczęło się w 1996 roku od kolonii w Jaworzu dla biednych dzieci z Pszczyny. Jednak szybko okazało się, że to za mało. Pojawił się pomysł zagospodarowania jednej z parafialnych salek. Tutaj najpierw sami założyciele świetlicy, Wiesia, Regina i Damian, a później kolejni młodzi zapaleńcy starali się zagospodarować czas dzieciom pozbawionym opieki, z problemami. Podopiecznych przybywało, a miejsca było coraz mniej. W powiększenie świetlicy zaangażował się ks. proboszcz Krystian Janko.
Dzisiaj, po dziesięciu latach, Ochronka przy Parafii Rzymskokatolickiej pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Pszczynie dysponuje kuchnią, jadalnią, zmywalnią i dwoma pokojami, gdzie uczą się i bawią dzieci. Aktualnie pracuje tu trzech wychowawców, Iza, Artur i Ala i jeden pracownik socjalny, Wiesia. O tym, jak ważny cel spełnia tego typu placówka, nie trzeba nikogo przekonywać. – Staramy się wpoić dzieciom, że zawsze istnieje możliwość wyboru, że w każdych warunkach można pozostać dobrym człowiekiem. Uczymy, jak radzić sobie z problemami, jak poprawnie funkcjonować w społeczeństwie, jak dbać o higienę. Staramy się sprostać wszystkim potrzebom dzieci - mówi Wiesia Lis.
Nie łatwo podołać temu zadaniu. Aktualnie do Ochronki przychodzi ponad 30 dzieci w różnym wieku. Pochodzą na ogół z rodzin o trudnej sytuacji materialnej, dlatego ich potrzeby są tym większe. A pieniędzy na wszystko jest coraz mniej. Placówka dostała z Urzędu Miasta na ten rok 47 tys. 330 zł. Z tego trzeba wypłacić pensje dla pracowników, gaz. - Część pieniędzy przeznaczona została na kolonie w Brennej, bo dzieciom należą się wakacje. Z tego na podręczniki dla tak pokaźnej grupy zostaje... 216 zł – wylicza Iza Lis. Resztę wydatków ponosi parafia. – Udzielamy kompleksowej pomocy każdemu potrzebującemu dziecku, od pidżamy po tornister i podręczniki. Do tego dochodzą wydatki na leki i sprzęt rehabilitacyjny. Kilkoro dzieci ma alergię i musi regularnie brać lekarstwa, kosztuje to niemało, ale przecież musimy je kupić. Tak samo jest z dziećmi, które mają wadę wzroku i muszą nosić okulary. O to też my musimy zadbać – tłumaczy Wiesia.
W ochronce dzieci nie tylko zaopatrują się w najpotrzebniejsze rzeczy. W roku szkolnym codziennie jedzą dwudaniowy obiad, przygotowywany w SP nr 1 w Pszczynie. Dla wielu to jedyny pełnowartościowy posiłek w ciągu dnia. Wychowawcy dbają też, by zbadał je lekarz, służą radą i wsparciem. Jednak ich rola nie kończy się na pracy z dziećmi w Ochronce. – Mamy też dozór nad rodziną, sondujemy sytuację domową dziecka, doradzamy, nierzadko staramy się nakłonić do leczenia. Pomagamy w każdy możliwy sposób. Nie dajemy tylko pieniędzy – mówi Wiesia.
Dzieci, które przychodzą do Ochronki, nie mają łatwo w życiu. Tutaj mogą pobyć w przyjaznej, prawie rodzinnej atmosferze. Jednak do spełnienia ich wszystkich potrzeb ciągle daleko. Brakuje miejsca, w którym mogłyby spokojnie się uczyć. Przydałyby się stoły i krzesła. Plac zabaw pozostaje w odległej sferze marzeń. – Dostaliśmy kiedyś używane rowery. Jednak wiele z nich wymaga naprawy. Fajnie, gdyby znalazł się ktoś, kto się tego podejmie – Iza o kaskach czy ochraniaczach nawet głośno nie wspomina.
Najpilniejsze są teraz materiały plastyczne, szkolne i podręczniki. Za 216 zł trudno wyposażyć ponad 30-osobową grupę dzieci na nowy rok szkolny. Tutaj potrzebni są ludzie dobrej woli.
Agnieszka Wojtala
(źródło: "Gazeta Pszczyńska")
ez